Skip links

Już w dzieciństwie byłam wrażliwą dziewczynką. Przeżywałam wszelkie niepowodzenia, krytykę, niesprawiedliwość, złośliwość ze strony innych. Unikałam konfliktów i wierzyłam w dobro drugiego człowieka oraz to, że zawsze można się dogadać, a złe cechy u ludzi można zmienić.

Naiwne spojrzenie na świat? Trochę na pewno. Moje 2 nieudane związki małżeńskie są tego przykładem!

Na szczęście, oprócz tego naiwnego spojrzenia na świat, zawsze byłam osobą spontaniczną i świadomą, indywidualistką nie podążającą za nurtem, lecz działającą według własnych wartości i zasad, pozostając sobą. Wiem, że dzięki tym cechom wielokrotnie w moim życiu znalazłam siłę do pójścia za głosem serca. Mimo wszelkich trudności, znalazłam siłę, by zrobić TEN krok!

Po pierwszym roku studiów w Polsce zdecydowałam się na wyjazd do Niemiec jako au-pair. Po rocznym pobycie w Hanowerze postanowiłam zacząć studia na uniwersytecie w Niemczech. W ten sposób poznałam fantastycznych ludzi, a także zyskałam nowe możliwości. Ze względu na to, że oprócz psychologii i coachingu, moją długoletnią pasją są języki obce, zaczęłam uczyć się dodatkowo języka francuskiego i hiszpańskiego. W przeciągu 2-óch lat od rozpoczęcia studiów we Frankfurcie nad Odrą wyjechałam jako Erasmus student do Belgii. Tam poznałam mojego pierwszego męża…

Zaraz po studiach wyszłam za mąż i zdecydowaliśmy się na dziecko. Wszystko było na dobrej drodze: piękna, zdrowa córka, budowa domu… i niestety coraz więcej niepokojących, nieodpowiedzialnych i agresywnych zachowań ze strony… obecnie już ex-męża!

Ja jednak wierzyłam, że to minie, gdyż w każdym związku bywają gorsze okresy. Jednak bardzo się pomyliłam. Po 4 latach dalsze bycie z nim było nie do wytrzymania i musiałam podjąć tą trudną decyzję o odejściu. Nasza córka miała wtedy zaledwie 3 latka. Mieliśmy kredyt na dom, ja nie pracowałam, a mimo to podjęłam TEN już nieunikniony dla mnie krok.

Były dni, w których pracowałam od rana do wieczora, ale nie miałam wyjścia – zadbanie o córkę i siebie było dla mnie najwyższym priorytetem. I wiem, że ta decyzja mimo całego trudu jej podjęcia, była bardzo dobrą decyzją!

Na kolejny poważny związek zdecydowałam się po ponad 2-óch latach od rozwodu. Tym razem kierowałam się zupełnie innymi kryteriami, tymi bardziej “rozsądnymi” niż emocjonalnymi. Drugi partner posiadał zupełnie odmienne cechy, takie jak dobra organizacja, obycie w świecie i odpowiedzialność finansowa zapewniające bezpieczeństwo. Podziwiałam te cechy i tego wówczas potrzebowałam dla siebie i córki. Przeprowadziłyśmy się do Stanów Zjednoczonych, a dokładniej do Texasu, gdzie mój ówczesny partner mieszkał. Nowy krok, nowe życie, nowe znajomości, nowe wyzwania, kolejny rozwój językowy i osobisty. Wspominam ten okres jako pozytywny epizod mojego życia.

Dość szybko jednak zaczęłam zauważać inne cechy mojego męża, które nie współgrały z moim systemem wartości. On był człowiekiem mocno stąpającym po ziemi, ale był przy tym również osobą egocentryczną i nieempatyczną. Brak zrozumienia i wsparcia utrudniał rozwój relacji. Jednakże potrzeba bezpieczeństwa, rozwoju i stabilizacji dla mnie i córki trzymały mnie w tym związku jeszcze przez jakiś czas. Potrafiłam się przekonywać, znajdować argumenty świadczące o tym, że przecież ten związek funkcjonuje OK.

Jeżeli w tej chwili powtarzasz sobie coś takiego to wiedz, że… NIE! To nieprawda!

Mimo wysokiego komfortu życia, licznych podróży, np. na Hawaje i poczucia bezpieczeństwa czułam coraz większy wewnętrzny smutek i samotność. Czyżbym żyła w złotej klatce? W pewnym sensie tak. Coraz częściej rozważałam opcję odejścia. Podczas jednej z kłótni stanowczo powiedziałam, że tak dłużej nie chcę żyć i wracam do Polski.

Po dwóch tygodniach od tej rozmowy doznałam prawdziwego szoku…. byłam w 6-tym tygodniu ciąży. COOOOO? Jak to możliwe? Z nim? Teraz? A co z moją karierą? Całym życiem? Samotnie wychowująca matka nastolatki i małego bobasa? Sprawy sądowe, finansowe, stres, strach. To było za dużo jak na jedną osobę!

Po raz kolejny znalazłam w sobie siły i wytrwałam przy mojej decyzji. Zrobiłam ten krok, bo najważniejsze jest bycie autentyczną dla samej siebie! Chcę również być przykładem silnej kobiety dla moich córek!

I tak oto zaczęła się kolejna, nowa podróż w moim życiu. Dosłownie nowe życie, w nowym miejscu, nowym składzie rodzinnym i z nową karierą!

Dziś jestem silniejszą osobą, wiem że każda przeciwność losu jest do pokonania, trzeba tylko zebrać siłę do zrobienia tego kroku. Od wielu lat pracuję nad sobą, własnym rozwojem osobistym i swojej świadomości. Jest to proces, w który inwestuję poprzez czytanie książek, uczestniczenie w seminariach rozwoju osobistego, korzystanie ze szkoleń i… wdrażanie teorii w życie!

Kiedy zaczęłam pracować z innymi, poczułam, co to znaczy kochać swoją pracę, kochać to, co się robi. Co to znaczy robić coś, co ma głęboki sens, pomagać innym i czerpać z tego wielką radość. To są niesamowite uczucia, które towarzyszą mi na każdej sesji czy warsztacie – motywowanie innych i pomaganie im w znalezieniu siły i podjęciu działania.

Mówi się, że dobrze jest, gdy coach ma podobne doświadczenia do tych, z którymi zmaga się jego klient. Nie dlatego, żeby doradzać (nie jest to rolą coacha), ale dlatego, żeby lepiej rozumieć i w pełni akceptować swojego klienta. A zatem czym innym mogłabym się zająć, jeśli nie Coachingiem Zmian i pomaganiem innym w podjęciu odpowiednich kroków?

Moim klientkom pomagam w robieniu TYCH najważniejszych kroków, w drodze do swojego szczęścia, prawdy i autentyczności! Jeśli chcesz – pomogę także Tobie!